niedziela, 28 listopada 2010

Bożonarodzeniowo dla przedszkolaków

W dziecięcych książeczkach widać, jak bardzo zmienił się świat. Jeszcze za czasów mojego dzieciństwa Boże Narodzenie nie oderwało się od swoich chrześcijańskich korzeni. Obowiązkowa była choćby szopka ze Świętą Rodziną pod choinką i kolędy, traktujące o narodzinach Pana Jezusa.
W dzisiejszych dziecięcych książeczki (pomijając może te zakupione w sklepiku parafialnym przez kochające babcie), pomijają milczeniem te postaci, koncentrując się na podstarzałym facecie w czerwonym kubraku, spełniającym konsumpcyjne zachcianki maluchów czyli - Santa Clausie.

Specjalnie nie nazywam tej (wymyślonej na początku 20 wieku przez marketingowców Coca Coli) postaci Świętym Mikołajem. Niewiele ma ona bowiem wspólnego z biskupem z wczesnośredniowiecznej Lidii. Coraz częściej zresztą książeczkowy "Mikołaj" traci swój tytuł świętego.
Większość pozycji "bożonarodzeniowych " oferowanych przedszkolakom jest zupełnie świecka. Jenak w niektórych, z trudem , bo z trudem, można wypatrzeć choćby odrobinę bożonarodzeniowego ducha. Pozytywnym przykładem jest tutaj "Boże Narodzenie Tupcia Chrupcia".
Akcja tej 30- paro stronicowej książeczki jest prosta- mama małej myszki imieniem Tupcio wykorzystuje Boże Narodzenie do kształtowania charakteru swojego synka. Uczy go, że należy się dzielić, nie można być egoistą, a jeśli zrobiło się błąd, można go zawsze naprawić. Proste, krzepiące i niewywołujące skrętu kiszek u czytającego rodzica. Nawet jeśli w charakterze Wszystkowiedzącego występuje Santa Claus

Nieco inaczej jest niestety w innym świątecznym hicie- "Paddington i świąteczna niespodzianka". Spróbuję przytoczyć z pamięci początek: Paddington postanowił zrobić rodzinie Brown niespodziankę i zaprosić rodzinę Brown DO SKLEPU BARKRIDGES na spotkanie ze Świętym Mikołajem.
- To bardzo dobra okazja- mówi Paddington- oprócz spotkania z PANEM Mikołajem, w cenie biletu jest darmowa przejażdżka saniami..."
Święty Mikołaj został już zatem zupełnie cywilnym panem Mikołajem, a spotkać go można w SKLEPIE. Najlepiej, żeby towarzyszył mu od razu rodzic z wypchanym portfelem. Sami oceńcie, czy chcielibyście tę książkę podarować swojemu/znajomemu dziecku.
Jednak ostrzegam- jeśli już do tego dojdzie, zapewne rodzice dziecka będą zmuszeni, do odczytywania tego niefortunnego początku jeszcze z kilkaset razy (póki pociechy nie dorosną do starszych Paddingtonów, już w pełnej wersji, gdyż książka, traktująca dalej o serii katastrof i demolce, którą urządza Paddington w sklepie, jest niestety bardzo zabawna i dzieci z pewnością ją pokochają). Nie wiem tylko , co właściwie ma ta książka wspólnego z Bożym Narodzeniem.

Wydaje mi się, że problem z tymi książkami wynika z faktu, że wydawane są metodą kopiuj- przetłumacz- wklej z wydań zachodnich. te, które przytoczyłam powyżej, to nadal, mi mimo moich narzekań jednak POZYTYWNE przykłady. W zeszłym roku widziałam taką, która przybliżała świat tradycji bożonarodzeniowych- tyle, że brytyjskich, niespecjalnie zrozumiałych dla Polaka.
Obiecuję informować o kolejnych książkach dla najmłodszych, które trafią się w tym roku pod choinką:).

*obrazki znalezione w sieci.

2 komentarze:

  1. "Tupcio Chrupcio" u mnie jest właśnie codziennie czytane z córką:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Tupcio rządzi, a mama Tupcia rządzi i wymiata.
    Zajrzałąm na Twojego bloga, masz sporą bazę książek dziecięcych, będe korzystać:).

    OdpowiedzUsuń