środa, 22 grudnia 2010

To właśnie miłość (Love actually 2003)

Wiele osób oglądało ten film, a nie potrafię zliczyć ile razy widziałam go w programie telewizyjnym.
Trudno pisać o tym filmie. Przewijało się w nim tyle historii, tyle myśli kłębi się po nim w głowie, że trudno to sobie poukładać, aby napisać coś co będzie miało ręce i nogi.

Mamy tu chyba każdy rodzaj miłości. Miłość niespełniona, wystawiona na próbę, szczęśliwa, młoda,  podstarzała, wariacka, nieśmiała, perwersyjna szczenięca, nieosiągalna... Miłość ma różne oblicza i to właśnie ukazuje ten film. Są zakończenia szczęśliwe, pełne nadziei, niewyjaśnione i oczywiste.

Jest w tym filmie ogrom miłości, dużo dobrych emocji, humor, ale też i nutka goryczy. Ot, przepis na świetny film. Podczas oglądania śmiejemy się, ale też i łezka kręci się w oku.

Obsada jest moim zdaniem bardzo dobra. Jedna tylko historia mi się nie podobała. Colina. Oczywiście jest tu przedstawiony motyw miłości- chłopak szuka tej miłości za wszelką cenę. Ale... Kto uwierzy, że wchodząc do pierwszego lepszego baru napotka się napalone Amerykanki? Może i takie są, nie twierdzę, że nie... Mimo wszystko jest to inny motyw miłości okraszony nutką humoru.

To taki dobry film, a ja nie wiem co o nim napisać... Może po prostu: to trzeba oglądnąć! :)

Ocena: 6/6.


Wersja pełna posta tu: http://zaczytana-w-chmurach.blogspot.com/2010/12/to-wasnie-miosc-love-actually-2003.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz