niedziela, 27 listopada 2011

Listy do M.

Jeżeli ten plakat kojarzy Wam się z innym filmem, również w klimacie "świątecznym", to jest to skojarzenie jak najbardziej słuszne. Chociaż z filmem "To właśnie miłość", poza plakatem, przeplatającymi i łączącymi się wątkami nie ma już wiele więcej wspólnego. Jest podobny w klimacie, ale taki "nasz", polski (chociaż reżyser Mitja Okorn to nie Polak), co tylko wyszło mu na dobre.

Cała akcja rozgrywa się właściwie w jeden dzień - Wigilię Bożego Narodzenia. Od rana główni bohaterowie stykają się z różnymi nieprzewidzianymi do końca sytuacjami. Młody wdowiec, samotnie wychowujący synka, dowiaduje się od swojej nieczułej szefowej, że wieczór wigilijny musi spędzić w pracy wbrew wcześniejszym ustaleniom. Policyjnemu psychologowi w czasie kolejnego wezwania przytrafia się mały "cud", który przewróci jego rodzinie wigilijną rutynę. Pewien mężczyzna zaproponuje transport małej dziewczynce, która wniesie w życie jego i jego żony wiele kolorów ( i to dosłownie). Właściciel wypożyczalni strojów świątecznych oraz agencji "mikołajowej" będzie musiał wreszcie stawić czoło matce, która od lat zaprasza go na wieczerzę wigilijną z jego drugą połówką. Piękna młoda kobieta oczekuje samotnie, choć w konsekwencji świadomego wyboru, przyjścia na świat swojego synka, inna z kolei marzy o wielkiej miłości, która trafi ją jak ... śnieżka prosto z nieba ;) , a przebrany święty Mikołaj będzie musiał zweryfikować swoje podejście do życia.

Niektóre historie brzmią nieprawdopodobnie? niemożliwie do spełnienia? To nic, ten film to po prostu bajka jest - i chociaż gdzieś tam w głębi mojej głowy coś stuka, to ja i tak bardzo chcę uwierzyć i wierzę przez chwilę w filmową piękną rzeczywistość.

Bo też i realizacyjnie jest naprawdę dobrze. Przepiękne zdjęcia Warszawy i okolic w zimowych krajobrazach autorstwa Mariana Prokopa, wysmakowana i bardzo drobiazgowa scenografia, świetnie dobrana muzyka. I oczywiście nie zabrakło również znakomitego aktorstwa. Mnie najbardziej przypadli do gustu dwaj panowie - Piotr Adamczyk i Maciej Stuhr, ale na pewno nie gorzej od nich spisali się Wojciech Malajkat, Leonard Pietraszak ("Sherlock" ;) ) oraz panie - doskonała w każdym calu Agnieszka Wagner, Roma Gąsiorowska-Żurawska oraz błyszcząca komediowym blaskiem Beata Tyszkiewicz. I nawet aktorzy, za którymi zazwyczaj nie przepadam, nie drażnili mnie i oglądałam ich z przyjemnością. Ale tak naprawdę serce skradli mi dwaj chłopcy - Adam Tyniec w roli Kacpra, który zawiera 'bliższą' znajomość z przebranym za Mikołaja Melchiorem oraz przeuroczy (mam nadzieję, że go sława nie zmieni w zmanierowana 'gwiazdę") Jakub Jankiewicz jako Kostek (oglądam go też w "Czasie honoru" - jest genialny!).

Ja się i głośno pośmiałam, i popłakałam kilka razy - emocje są! Bardzo mi się podobało i na pewno "Listy do M." wejdą na stałe do mojego prywatnego kanonu filmów bożonarodzeniowych.

W przedświąteczny czas wybierzcie się do kina i dajcie zaczarować. Każdy w święta marzy o podobnych rzeczach i chce wierzyć w świąteczną magię. Niech Wam się spełni :)

4 komentarze:

  1. Też mam zamiar go obejrzeć ;D Jestem go baaaaaaardzo ciekawa ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czuję w kościach,że w tym roku będzie sezon na "listy do M":).

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm tak obowiązkowow do kina, wchodze na rezerwację a tu w sobotę na wszystkie seanse prawie brak miejsc ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bujaczku - polecam :)))

    Iza - chyba może tak być ;)

    Kerry - się nie dziwię, poszłabym chętnie jeszcze raz, jak widzę reklamy w tv, to mi się buzia sama uśmiecha :)

    OdpowiedzUsuń