czwartek, 20 grudnia 2012

Wigilia na Monte Sicuro

Tu scendi dalle stelle, o Re del cielo,
e vieni in una grotta, al freddo e al gelo.
O, Bambino mio divino,
in Ti vedo qui a tremar!
O, Dio beato,
aih! quanto Ti costo'
l'averci amato!... Tak śpiewały kolędę włoskie dzieci z miasteczka Monte Sicuro w podzięce za otrzymane prezenty w Wigilię 1945 roku. Nie spodziewałam się, iż natrafię na wątek wigilijny w powieści Gustawa Morcinka Judasz z Monte Sicuro.


Książka jak kalendarz adwentowy prowadzony od 11 grudnia 1945 r. do Wigilii z bonusem 26 grudnia. Każdego dnia jedna opowieść. Jednocześnie otrzymujemy kompozycyjny pierścień zaczynający się od wjazdu do miasteczka na wzgórzu a kończący zjazdem, pospiesznym opuszczeniem. Dodatkowo dostrzegalna jest budowa szkatułkowa (ten kalendarz), która poszerza czas fabuły nawet od 1919 roku. 

W tak dopracowanej kompozycyjnie powieści pisarz sięga do swoich przeżyć wojennych, którą spędził w obozach koncentracyjnych w Skrochowicach, Sachsenhausen i Dachau oraz swej rekonwalescencji we Francji, pobytu we Włoszech. I właśnie na miejsce swej akcji wybrał odcięte od świata miasteczko na wzgórzu w pobliżu Ancony - Monte Sicuro. To tam pułkownik II Korpusu wysłał ocalonych z obozów trzynastu cywilów, łazików, chudych jak Piotrowiny, co z grobu wylazły, jak o nich mówią, by uporali się ze swoimi wojennymi przeżyciami, oczyścili i mogli wrócić do świata.
 
Zakwaterowani zostają w zdewastowanym w wyniku działań wojennych zamku. Płonie ogień w kominku, oni zaś wylegują się między inkunabułami i innymi starymi księgami. Wśród nich jest trzech inteligentów, jeden Polonus z Francji, Polak żydowskiego pochodzenia i ośmiu robotników. Zawieszeni są w politycznym i społecznym niebycie. Tam w kraju są być może ocalone rodziny, a tu oczekiwanie, mrzonki o powrocie Andersa z korpusem i generała Maczka z dywizją i całego sprzętu bojowego, jak również czekanie na przyjęcie emigrantów przez Anglików. Są jak apostołowie, z których jeden okaże się Judaszem i wróci do kraju komunistów. Tymczasem aluzja pułkownika do biblijnego Judasza wzbudza wspomnienia dwóch mężczyzn, którzy w głębi duszy już uważają się za Judaszów, gdy analizują swoje zachowanie sprzed lat względem najdroższych im osób.
Co robić w tym wyizolowanym miejscu? Jak zająć czas? Kapitan mianowany starostą wprawdzie chce czytać ukochaną Złotą legendę, lecz ów biały kruk i losy świętej Julianny nie wzbudzają zainteresowania. Natomiast propozycja Jacka Kuźmy, postaci wyróżniającej się spośród innych, zostaje przyjęta. Od 11 grudnia mają opowiadać po kolei swoje największe przeżycie, takie, które do tej pory nie daje mu spokoju. "Wszyscy kamraci na Monte Sicuro to ludzie z jakimiś kompleksami...", a miejsce sprzyja zwierzeniom. (...)

Grudzień sprzyja tęsknocie, myśli krążą wokół rodzin, które są gdzieś w kraju, bliskich, których losy są nieznane i tych, których się już nie zobaczy. To czas rozliczania ze swoich życiowych grzechów. Najważniejsza jednak dla konstrukcji fabuły będzie wigilijna opowieść Jacka Kuźmy, która dopiero ujawni więzy z poprzednimi postaciami, które już się pojawiły w tle innych historii. Jednak wyjątkowy dzień w kończącym się roku będzie miał preludium w podarunkach łazików dla włoskich dzieci i ich kolędowaniu, obozowym wspomnieniu, gdy w Sachsenhausen pod oświetloną choinkę na rozkaz esesmanów wynoszono schorowanych więźniów, by skonali na mrozie przy dźwiękach Stille Nacht, oraz choince zrobionej z kolczastego drutu przyniesionej przez Krzywonosa do zamkowego refektarza, nie tyleż śmiesznej co tragicznej. Wspólne kolędowanie to Lulajże, Jezuniu, której słowa rozwijają się w kierunku narzuconym przez mandolinistę Partyzanta:
Dam ja ci słodkiego, Jezu cukierku,
Rodzynków, migdałów, co mam w pudełku...
stanie się pierwszym elementem finału, by przejść ku wniesieniu "syneczka".

Powieść pisana w ostatnich latach życia autora zaskakuje tematem, sposobem ujęcia losów bohaterów, odejściem od propagandy, bo przecież wątek historyczny i wahania bohaterów są jak najbardziej zrozumiałe. Łączy w sobie narrację powieściową i nowelistyczną. Może jest i na swój sposób melodramatyczna, lecz czytelnikowi to nie musi przeszkadzać.
 
Całość recenzji na blogu.
______________________

Gustaw Morcinek, Judasz z Monte Sicuro, wyd. 4., s. 288, Wydawnictwo "Śląsk", Katowice 1982.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz